marecki
12th-April-2013, 22:41
Lejdis & Dżents,
Podglądam Was od czasu do czasu jako nie do końca spełniony entuzjasta FX-ów. Dlaczego nie do końca? - otóż mam FX-a w rodzinie, jeździ nim żona, a ja się generalnie głównie ślinię, bo przegonić go mogę jedynie w weekendy, a na codzień kilometry wyrabiam czym innym...
Postanowiłem poprosić o pomoc ze względu na dziwne (i, przyznaję, niezdiagnozowane finalnie przez medycynę) dolegliwości koleżanki małżonki, przez które stoję w obliczu bardzo bolesnej dla mnie decyzji o sprzedaży auta (uprzedzając fakty - rozmyślałem o wymianie małżonki i pozostawieniu samochodu, ale z wielu przyczyn ta opcja jest jeszcze gorsza), albo - alternatywnie - "ratowaniu" go za wszelką cenę. I próbuję ratować, ale żeby coś z tego wyszło potrzebuję fachowego doradztwa. Ale do rzeczy - napisałem o dolegliwościach, więc parę słów więcej: od paru miesięcy koleżanka małżonka skarży się na straszne bóle w biodrze i udzie w czasie jazdy (a jeździ na trasach krótkich, tj. dom-biuro, biuro-galeria, i tym podobne konfiguracje), spowodowane rzekomo konfiguracją fotela kierowcy i zbyt wysoko umieszczonym pedałem hamulca. Hamulec hamulcem - wszyscy zainteresowani wiedzą, co to jest i jak wygląda, więc o tym później, natomiast z fotelem chodzi o zbytnią "integrację" regulacji wysokości fotela z regulacją kąta nachylenia siedziska. Prowadzi to do tego, że przy wysokim ustawieniu fotela (co jest niezbędne ze względu na, hmmm, mało imponujący wzrost użytkowniczki) przód siedziska się podnosi, co powoduje efekt "wpadania" w fotel. Zgodnie z zeznaniami żony przetestowała ona wszystkie możliwe konfiguracje ustawień i "nie da się zrobić tak, żeby było dobrze". W ramach prób usuwania problemu zaliczyłem już akcję "tapicer" (i częściowe "wyrównanie" poziomu siedziska przez dodanie dodatkowego wypełnienia z tyłu fotela), ale nie zadziałało, bo podparcie lędźwiowe (a musi być używane) podpierało po tej operacji raczej kość ogonową, więc wycofałem się rakiem. I chyba jedyne, co można zrobić (jeżeli w ogóle można), to próbować zaingerować w mechanikę fotela i próbować zmienić coś w niej, żeby osiągnąć efekt płaskiego (poziomego) fotela w najwyższym jego położeniu.
Tu pytanie - na podstawie Waszych doświadczeń i zasłyszanych legend miejskich - czy to jest w ogóle możliwe? A jeśli tak, to czy możecie z czystym sumieniem polecić jakichś fachurów?
I drugie pytanie - co radzilibyście zrobić, żeby obniżyć (i być może przybliżyć do kierowcy) pedał hamulca? Czy to jest "robialne"? A jeśli tak, to gdzie?
A trzecie pytanie jest trochę lamerskie i nieco ryzykowne, jeśli moja stara je przeczyta - czy to prawda, że fotele i konstrukcja pedałów w FX 2007 i FX 2009 różnią się tak bardzo? Bo poprzednio koleżanka małżonka jeździła całkiem spory czas rocznikiem 2007 i nie narzekała, a teraz twierdzi, że oba auta bardzo się tym różniły. Ja oczywiście nie pamiętam, bo za czasów poprzedniego FX również jeździłem czymś innym i dostawałem go jedynie incydentalnie (w tej sprawie nie zmieniło się nic...).
Każdy rozsądny pomysł jest na wagę złota, bo perspektywa nieuchronnej sprzedaży stwora doprowadza mnie do obłędu, co pośrednio potwierdza hipotezę żony, że kupiłem go raczej dla siebie niż dla niej...
Ratujcie.
Pozdrawiam - marecki
Podglądam Was od czasu do czasu jako nie do końca spełniony entuzjasta FX-ów. Dlaczego nie do końca? - otóż mam FX-a w rodzinie, jeździ nim żona, a ja się generalnie głównie ślinię, bo przegonić go mogę jedynie w weekendy, a na codzień kilometry wyrabiam czym innym...
Postanowiłem poprosić o pomoc ze względu na dziwne (i, przyznaję, niezdiagnozowane finalnie przez medycynę) dolegliwości koleżanki małżonki, przez które stoję w obliczu bardzo bolesnej dla mnie decyzji o sprzedaży auta (uprzedzając fakty - rozmyślałem o wymianie małżonki i pozostawieniu samochodu, ale z wielu przyczyn ta opcja jest jeszcze gorsza), albo - alternatywnie - "ratowaniu" go za wszelką cenę. I próbuję ratować, ale żeby coś z tego wyszło potrzebuję fachowego doradztwa. Ale do rzeczy - napisałem o dolegliwościach, więc parę słów więcej: od paru miesięcy koleżanka małżonka skarży się na straszne bóle w biodrze i udzie w czasie jazdy (a jeździ na trasach krótkich, tj. dom-biuro, biuro-galeria, i tym podobne konfiguracje), spowodowane rzekomo konfiguracją fotela kierowcy i zbyt wysoko umieszczonym pedałem hamulca. Hamulec hamulcem - wszyscy zainteresowani wiedzą, co to jest i jak wygląda, więc o tym później, natomiast z fotelem chodzi o zbytnią "integrację" regulacji wysokości fotela z regulacją kąta nachylenia siedziska. Prowadzi to do tego, że przy wysokim ustawieniu fotela (co jest niezbędne ze względu na, hmmm, mało imponujący wzrost użytkowniczki) przód siedziska się podnosi, co powoduje efekt "wpadania" w fotel. Zgodnie z zeznaniami żony przetestowała ona wszystkie możliwe konfiguracje ustawień i "nie da się zrobić tak, żeby było dobrze". W ramach prób usuwania problemu zaliczyłem już akcję "tapicer" (i częściowe "wyrównanie" poziomu siedziska przez dodanie dodatkowego wypełnienia z tyłu fotela), ale nie zadziałało, bo podparcie lędźwiowe (a musi być używane) podpierało po tej operacji raczej kość ogonową, więc wycofałem się rakiem. I chyba jedyne, co można zrobić (jeżeli w ogóle można), to próbować zaingerować w mechanikę fotela i próbować zmienić coś w niej, żeby osiągnąć efekt płaskiego (poziomego) fotela w najwyższym jego położeniu.
Tu pytanie - na podstawie Waszych doświadczeń i zasłyszanych legend miejskich - czy to jest w ogóle możliwe? A jeśli tak, to czy możecie z czystym sumieniem polecić jakichś fachurów?
I drugie pytanie - co radzilibyście zrobić, żeby obniżyć (i być może przybliżyć do kierowcy) pedał hamulca? Czy to jest "robialne"? A jeśli tak, to gdzie?
A trzecie pytanie jest trochę lamerskie i nieco ryzykowne, jeśli moja stara je przeczyta - czy to prawda, że fotele i konstrukcja pedałów w FX 2007 i FX 2009 różnią się tak bardzo? Bo poprzednio koleżanka małżonka jeździła całkiem spory czas rocznikiem 2007 i nie narzekała, a teraz twierdzi, że oba auta bardzo się tym różniły. Ja oczywiście nie pamiętam, bo za czasów poprzedniego FX również jeździłem czymś innym i dostawałem go jedynie incydentalnie (w tej sprawie nie zmieniło się nic...).
Każdy rozsądny pomysł jest na wagę złota, bo perspektywa nieuchronnej sprzedaży stwora doprowadza mnie do obłędu, co pośrednio potwierdza hipotezę żony, że kupiłem go raczej dla siebie niż dla niej...
Ratujcie.
Pozdrawiam - marecki