Podbijam. Zdarzyło mi się dziś 3-ci raz w ciągu pół roku.
Wygląda to tak:
- nigdy na zimnym motorze (na zimnym pali "od strzała", nawet po tygodniu bez odpalania i parkowania na dworze w największe mrozy tej zimy)
- tylko kiedy silnik był juz uruchamiany, za każdym razem zdarzyło się to jeśli przejadę np kilometr czy dwa, zatrzymam się na 5 minut do godziny i odpalam, dziś po przejechaniu 20km i postoju 3h wyjątkowo
- z przyzwyczajenia próbuję "od strzała", puszczam klucz, nie odpalił, próbuję drugi raz i próba ta trwa 5-10 sekund, podczas kręcenia jakby łapie, ale nie odpala, i trochę to trwa.
Czy może to być wina zalania świec w trakcie nieudanego pierwszego odpalania? Czy raczej aku, jak koledzy pisali? W hondzie np należalo poprawić zimne luty na przekaźniku od pompy. Dodam, że świece mają około 15-20 kkm z czego 12kkm w gazie. Błędów brak.
Na marginesie dodam, że za oknem sąsiad ma chryslera 300c i każdego ranka tak wygląda jego odpalanie